Mówi się, że kto w młodości nie był lewakiem, na starość jest świnią. Kto nie słuchał Joy Division, po prostu nigdy nie był młody. Pamiętacie zdjęcia zdobiące (choć to bardzo nieodpowiednie słowo) płyty najsłynniejszej post-punkowej formacji? Czarno białe, ostro skontrastowane portrety członków zespołu i nieobecne spojrzenie lidera Iana Curtisa? Te fotografie na równi z muzyką stworzyły mroczny wizerunek Joy Division. Ich autor Anton Corbijn 27 lat po śmierci Curtisa nakręcił fabułę o jego życiu oraz epoce, której emblematem było hasło "No Future". Brzmi to egzaltowanie, ale jeżeli jakiś cień gówniarskiej przesady pojawia się w filmie "Control", to tylko w kontekście "punktowania" legendy. To film o zespole, ale przede wszystkim o Ianie Curtisie. Corbijn nie zajmuje się odbrązawianiem legendy, nie bawi się też w hagiografie, skupia się na wokaliście jako człowieku ze wszystkimi jego małościami. Curtis w rewelacyjnej, zacierającej granicę między aktorem a postacią kreacji Sama Rileya (ciekawostka: aktor urodził się w roku śmierci wokalisty Joy Division) to małostkowy i egoistyczny kłębek sprzeczności. Z jednej strony anarchista obnoszący z dumą koszulkę z napisem "hate", z drugiej – pragnący stabilności chłopak (żona, etat itp.). W tle oglądamy Manchester sprzed 30 lat. Niby to znamy – industrialne krajobrazy, syf, depresja – idealny landszaft dla muzyki Curtisa. Z tych elementów tworzy się obraz brytyjskich lat 70. ubiegłego wieku. Corbijn składa hołd swoim młodzieńczym fascynacjom, nie ulegając im jednak. To nie jest film "fanowski". Faktura zdjęć przypomina stare fotografie reżysera – czarno-biały obraz skomplikowanej epoki. Najważniejszą postacią jest Debbie, żona wokalisty (film powstał na podstawie napisanej przez nią książki), to ona jest tu najbardziej tragiczną postacią. Grająca ją Samantha Morton jest przekonująca zarówno jako zakochana nastolatka jak i odrzucona kobieta. To w niej jak w lustrze przegląda się Curtis, ona obrazuje jego dramaty. Gówniarza i proroka. Uniwersalny obraz muzycznej gwiazdy. Film Corbijna pozwala zrekonstruować pewną epokę, daje szansę poznać pewną mentalność łącząc w jej opisie dystans i czułość. Przypomnijmy sobie czasy gdy "Love Will Tear Us Apart" nie kojarzyło się jeszcze z miłą muzyczką w supermarkecie.